wtorek, 17 listopada 2009

Şəki

Jedno z najstarszych miast Kaukazu, założone ponad 2600 lat temu. Leży na trasie Jedwabnego Szlaku. Dawna stolica Azerbejdżanu i jego pierwszy niezależny chanat w XVIII wieku. Obecnie słynie przede wszystkim z wyrobu lokalnych słodyczy. Tutejsza pahlawa z dużą ilością orzechów, miodu i przypraw nie ma sobie równych w całym państwie, choć i tak wciąż jest dla mnie za słodka.

 

Z Baku wyjechaliśmy późnym wieczorem w piątek. Bilet kupiliśmy już w połowie tygodnia. Najtańsza jego wersja – plackarta – czyli łóżko z pościelą w wagonie bez osobnych przedziałów kosztuje 3 manaty (ok. 12zł). Do tego samowar z gorącą wodą do zalania herbaty i budzenie kierowniczki wagonu kilka minut przed dotarciem do celu. Szerokotorowa kolejka w rosyjskim stylu jechała ponad 9 godzin (300 km). Stacja kolejowa Şəki znajduje się poza miastem, więc chcąc nie chcąc złapaliśmy taksówkę. Właściwie taksówkarze złapali nas, bo już od świtu czekali na przyjazd pociągu ze stolicy. Bardzo rozmowny kierowca wypytał o różne rzeczy, również o nasz stosunek do Baraka Obamy (najwyraźniej pomyślał, że jesteśmy ze Stanów po tym, jak powiedzieliśmy, że śpimy u znajomej Amerykanki). Z naszych ust padła najbezpieczniejsza odpowiedź: „Babat – taki sobie”, co przyjął z aprobatą. W tej samej chwili minęliśmy billboard z Hajdarem.
– A Alijew? – zapytałem.
- O, yaxşı, dobry, bardzo dobry.
- A jego syn, Ilham?
- ... Babat!
W wesołej atmosferze dotarliśmy do centrum. Zaczęliśmy od herbaty w çayxanie. Czajnik kosztuje tam 40 gapików (1,60zł), czyli kilka razy mniej niż w stolicy. Ustaliliśmy też miejsce spotkania z Danielle z Kalifornii, wolontariuszki Peace Corp, znalezionej przez couchsurfing (jedna z dwóch mieszkanek miasta zapisanych na portalu, druga też jest Amerykanką). Kilka dni wcześniej zapytałem o nocleg. Zgodziła się bez problemu na 6 osób. Po wspólnym śniadaniu w daczy, wyruszyliśmy zwiedzać zgodnie z mapą narysowaną przez Danielle.
 

 Kiş

Jedna z najstarszych wiosek Azerbejdżanu, położona kilka kilometrów od Şəki, z zachowanym do dziś chrześcijańskim kościołem z I w n.e. (w tym okresie istniała tutaj Albania Kaukaska, wg niektórych historyków najstarsze państwo chrześcijańskie, które uznało tę religię za państwową już w IV w n.e.). Kościół zbudowany w stylu romańskim przez św. Elizeusza, ucznia apostoła Tadeusza, jest muzeum od 2003 roku. Kościół został odnowiony przy wsparciu państwa norweskiego. We wsi znajduje się również meczet i cmentarz muzułmański.

 

W centrum Kiszu stało stoisko z baraniną. Między wiszącym na haku jądrem a porcjami mięsa ułożonymi na stole mężczyźni grali w nard. Nieco dalej, przy potoku, pies zajadał się flakami, a na drodze leżała skóra. Wszystko wskazywało na to, że i mięso, i resztki pochodzą z tego samego barana.

 

Tego dnia byliśmy atrakcją wsi. Dzieci krzyczały „Hello!”, a dorośli pytali o nasze pochodzenie. Azerbejdżanie mieszkający w regionach są zupełnie inni od Bakijczyków. I ten prowincjonalny Azerbejdżan podoba mi się bardziej.

Z powrotem w Şəki.
Zanim złapaliśmy powrotną marszrutkę, przeszliśmy kawałek drogą. Jesień jak w Polsce. Różnokolorowe drzewa i zapach palonych liści...
Po dotarciu do miasta, kupiliśmy pahlawę. Błąd. Taka słodycz na pusty żołądek owocuje bólem brzucha. Prześliśmy spory kawałek pod górę, żeby dotrzeć do starszej części miasta z kamienicami z początku XX wieku, kinem i karawansarajem (dosłownie pałac dla karawan), czyli dawnym zajazdem dla handlarzy przy Jedwabnym Szlaku. Na wzniesieniu nieco wyżej znajduje się zespół pałacowy szekińskich chanów. Osiemnastowieczny pałac robi ogromne wrażenie. Mimo niewielkiej powierzchni, zachwyca detalami. Oryginalne witraże sprzed ponad 200 lat, ścienne malowidła i drewniane sufity wykonane bez użycia gwoździ. Wszystko tak kolorowe, że nie do ogarnięcia wzrokiem.

 
DEDYKACJA: DLA EKIPY MKN :)


 
FOTO WARTE 1 MANATA :]

 

Zeszliśmy na dół, do najbardziej charakterystycznego skrzyżowania w mieście. Przy nim położony jest Meczet Piątkowy z XIX wieku. Następnego dnia znaleźliśmy się blisko niego podczas nawoływania do modlitwy. Jedno z ciekawszych doznań, między innymi dzięki wspaniałym widokom gór i schodzącym z nich chmur.

 
 

Na kolację zupa z soczewicy i inne specjały tureckiej „Istanbul Restorani”, a potem już wieczór w miłym polsko-holendersko-francusko-amerykańskim towarzystwie. Noc spokojna, choć na podłodze i w kilka osób. Prawdopodobnie zmęczyło nas świeże powietrze i kilka szklanek wina „Ivanovka”. Danielle drugiego dnia wyjechała, zostawiając nam klucze i wolną rękę. Odwiedziliśmy więc bazar. Jeden ze sprzedawców przypraw opowiedział o tym, jak przekroczył granicę z Polską, służąc w sowieckiej armii na Białorusi. Z wykształcenia kartograf, był dyrektorem w lokalnych władzach. Do momentu aż „zaraza Gorbaczow” nie przyszedł i nie zburzył jego państwa. Rosjan nie lubi, ale za dostatnim życiem w ZSRR tęskni. Po kupieniu przypraw, orzechów i hałwy zjedliśmy w znajomym lokalu.

 
 
 
 
 
 
 

Do Baku postanowiliśmy wrócić jeszcze tego samego dnia marszrutką. Stacja kolejowa za daleko, a bilety trzeba kupować kilka dni wcześniej. Mimo wszelkich zapowiedzi o bardzo długiej podróży, kierowcy udało się pokonać drogę w mniej niż 5 godzin, co wskazuje na to, że droga została już wyremontowana. Marszrutka jest ciasna, dzięki czemu nietrudno było się zintegrować z pozostałymi pasażerami...

 

4 komentarze:

  1. EKSTRA!!! Breżniew! Ził (??? radzieckich marek nie znaju:) pełen kapusty, ot i radocha! Ekstra-wilk! Zdjęcia są przedobre! I nie wierzę, że coś może być dla Ciebie słodziaku za słodkie ;) całuję mocno!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak ekstra! Wspaniała wyprawa,zdjęcia też (chociaż te jądra ...pfu).A kapusta przydałaby się nam do ukiszenia.
    Właśnie widać,że nie miałeś trudności z integracją.To Twoja raczej mocna strona, więc myślimy,że nie tylko powodem była ciasna marszrutka.Zjadłabym chętnie tą słodką pahlawę.
    Pozdrawiamy i ściskamy mocno! Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdjęcia naprawdę świetne, bardzo prawdziwe. Wyprawa też zdaje się dobra.Już na pierwszy rzut oka różnica między Tobą, a tymi pasażerami jest spora.
    A z tym za słodkie to ja też nie wierzę.
    pozdrawiamy i ślemy buziaki

    OdpowiedzUsuń
  4. cale MK dziekuje za pozdrowionka :) Elewacja ich kina jest dużo fajniejsza...
    Zdjecia swietne, "kapuściany samochód" :D i te czapeczki na głowach tych ludzi...
    Baw się dobrze, całuski od całego MR i MK

    OdpowiedzUsuń